KONSERWATYZM czyli POWROT DO NORMY
Podobnie jak „demokracja” jest u nas jeszcze pojęciem pustym lub skompromitowanym, patrz: „demokracja socjalistyczna”, tak i „konserwatyzm” wyłania się dopiero z mgławicy kontrowersji i nieporozumień. Od kilku lat, kiedy zaczęła się polaryzować nasza scena medialna, a zwłaszcza gdy grupa konserwatystów znalazła się w SDP, zaczyna się u nas mówić o wrażliwości konserwatywnej i zadawać pytania, na które Zachód dawno już sobie odpowiedział. Co to jest konserwatyzm, jaki pakiet wartości do debaty publicznej wnosi, czy dziennikarz konserwatywny, który chce pozostać niezależny ma prawo głosić swoje poglądy, a nawet czy dla konserwatystów jest miejsce w debacie publicznej na tych samych co postkomuniści i liberałowie prawach? Na początek trzeba powiedzieć, że dawna sytuacja nie była ani zdrowa ani normalna. Konsekwencja zaszłości historycznych – przerwania obiegu informacji i idei między Zachodem i Wschodem – który zaczął się w 1945 roku, i w istocie trwa do dziś. Czyli najpierw 45 lat komunistycznego monopolu z zerową szansą na manifestację innych przekonań, a potem wyłączność praw liberalnej lewicy z kręgów Gazety Wyborczej. I dopiero teraz, 22 lata po odzyskaniu niepodległości polska scena medialna zaczyna się normalizować. Trochę mediów konserwatywnych już mamy, konserwatyści w debacie medialnej już się pojawili, teraz trwa etap ich legitymizacji oraz zażarta walka, by do tej legitymizacji nie dopuścić. Wystarczy przypomnieć sobie Walny Zjazd SDP i towarzyszące temu kontrowersje.